« Serce moje znajduje pociechę w przebaczaniu. Nie mam większego pragnienia, ani większej radości nad przebaczenie! » |
Kościół Święty uprzystępnia nam w ciągu roku liturgicznego możliwości zagłębiania się w tajemnice z życia Jezusa. Jest to wielka łaska i zaproszenie do wewnętrznej odnowy.
W dzień Bożego Narodzenia 1922r Jezus - Dziecię, obdarzył Józefę wzruszającymi spotkaniami...i szczególnymi prośbami ...
Gdy się przybliżymy do żłóbka, może też otrzymamy Jego zaproszenie...?
Jezus bardzo często chce nam coś powiedzieć, ale, niestety,
nie jesteśmy na tyle wyciszeni wewnętrznie, by Jego cichy głos usłyszeć...
On sie nie zrażą, stale nas szuka...
„Poniedziałek, 25 grudnia 1922 roku, w czasie nieszporów zapewniałam znowu Dzieciątko Jezus o swojej miłości. Ono wie dobrze, że mimo wielkich pokus w ciągu poprzednich dni, pozostaje moją jedyną miłością, moim Królem i moim bogactwem. Bez Niego nie mogę żyć. Jest Ono radością i życiem. Kiedy to mówiłam, ujrzałam nagle małego Jezusa. Podtrzymywało Go coś, czego nie widziałam, a przykrywał Go biały welon; odsłonięte były jedynie Jego rączki i nóżki. Trzymał rączki złożone na piersiach, a oczy Jego były tak śliczne i tak pełne radości, że zdawały się przemawiać. Włosy miał króciutkie; wszystko w Nim było maleńkie. Słodkim i czułym głosem rzekł do mnie:
Ogromnie się ucieszyłam, widząc Go w tej postaci, więc powiedziałam Mu: "Tak, mój Jezu, Tyś moim Królem, a jeżeli moi wrogowie i moje złe skłonności będą usiłowały przywieść mnie do upadku, to nie dopną tego, ponieważ ja będę walczyła, aby zostać Twoją na zawsze."
Bałam się tego, co Pan Jezus mi powie – pisze z pokorą Józefa. – Jednakże odpowiedziałam: tak, Panie, z całego serca, bylebyś tylko dał mi siłę; wiesz przecież, czym ja jestem!
Mówił to wszystko – pisała Józefa – głosem pełnym czułości! A gdy zaczął mówić wyciągnął swoje rączki. Był taki piękny, tak uroczy, że cierpiałam, nie mogąc ucałować Jego nóżek. Nie śmiałam jednak powiedzieć Mu tego. Zdawał się promieniować cały. Był taki śliczny, że nie potrafię tego opisać, a słowa swe wymawiał z taką słodyczą, że nie umiem tego wrazić”.
To radosne święto Bożego Narodzenia miało znaleźć swoje dopełnienie następnego dnia.
„Przygotowując się do Komunii św. – pisze dalej Józefa – we wtorek, 26 grudnia, prosiłam Matkę Najświętszą, aby mnie ofiarowała swemu Synowi i nauczyła mnie miłować Go i pocieszać. Mówiłam do Niej z ufnością, jak do Matki i błagałam po Komunii św., aby Go uwielbiała za mnie i aby mnie nauczyła składać Mu dziękczynienie.
Ona zjawiła się nagle, ubrana jak dwa lata temu w płaszcz i bladoróżowy welon. Stała, trzymając na prawym ręku Dzieciątko Jezus, przykryte – jak wczoraj – białym welonem, tak że nic nie było widać, nawet Jego główki. Taka była dobra i macierzyńska i rzekła mi:
I równocześnie odkryła Go.
Kiedy to mówiła, Dzieciątko Jezus wciąż leżało w Jej ramionach, wznosiło oczy, aby na Nią spojrzeć, od czasu do czasu spoglądając na mnie. Powiedziałam Matce Najświętszej, jak bardzo chciałabym Je miłować, ale że często nie jestem dość wierna temu, czego ode mnie żąda, zwłaszcza zaś, gdy poleca mi coś powiedzieć”.